Początek czyli skąd taki pomysł

O badaniach na nietolerancję pokarmową słyszałam kilka lat przed tym jak postanowiłam sama się przebadać. Pamiętam jak było to jednym z tematów rozmowy w programie telewizyjnym Mała czarna (nawiasem mówiąc uwielbiałam ten program). Z fascynacją słuchałam jak zachwala tego rodzaju testy Katarzyna Montgomery, gospodyni programu. Nawiązała do swojej historii utraty zdrowia po spożyciu zanieczyszczonej wody w Afryce i pozytywnego wpływu na proces rehabilitacji po zastosowaniu się do zaleceń wynikających z badania.

Test nietolerancji

Na czym polega to badanie? Przeprowadzane jest ono na podstawie próbki krwi. Sprawdzane jest zachowanie białych krwinek w kontakcie z różnymi produktami spożywczymi (czy nawet grupami produktów). Okazuje się że na niektóre z nich nasz system immunologiczny reaguje jak na wrogie ‘ciało’ starając się zniszczyć intruza (za którego bierze dany składnik). Wskutek niepotrzebnej walki giną daremnie białe krwinki co osłabia nasz system odpornościowy. Są różne rodzaje testów oferowane na rynku – najtańsze z jakimi się spotkałam badają naszą reakcję na 40 podstawowych produktów, inne są bardziej rozbudowane i co za tym idzie bardziej kosztowne.

Moja historia

Do decyzji o badaniu dojrzewałam kilka lat (jak do wielu innych decyzji które jak się później okazywało miały duży wpływ na moje życie). Koszt takich badań jest niemały, za moje przyszło mi zapłacić ponad 1000zł. Testy wykonałam w klinice Vimed, sprawdzały one reakcję mojego organizmu na ponad 200 składników odżywczych.

Życie po badaniu

W wyniku testów musiałam zrezygnować z niektórych produktów na czas od 3 miesięcy do ponad roku, a nawet dłużej. Wśród nich były na przykład kawa i herbata (którą piłam hektolitrami), wszystkie zboża zawierające gluten, niektóre warzywa i owoce. Musiałam także się pożegnać z mięsem drobiowym. Jako osoba mięsożerna w tamtym czasie, cieszyłam się za to, że toleruję mięso czerwone, którego byłam większym zwolennikiem niż drobiu. Moja radość nie trwała jednak długo, gdyż podczas rozmowy z panią dietetyk o wynikach moich badań usłyszałam, że to że coś mogę jeść nie znaczy wcale, że powinnam. Usłyszałam więc, że mięso czerwone i owszem, ale nie częściej niż raz w tygodniu, należy zrezygnować z wędlin, pożegnać się z tradycyjnym chlebem, makaronem, ciastami i innymi wyrobami mącznymi. Podczas tej rozmowy mój dotychczasowy świat kulinarny miał lec w gruzach. A na nim zaczął powstawać nowy – z nowymi, zdrowszymi nawykami. Choć początkowo byłam załamana, no bo co ja właściwie miałam teraz jeść, to z czasem zaczęłam odkrywać świat którego wcześniej nie znałam. Dowiedziałam się o istnieniu szeregu produktów, jak Amarantus, Sorgo, Quinoa, dzikiego ryżu, mąk z ciecierzycy, gryczanej, kasztanowej czy z teff. Nauczyłam się zastępować biały cukier stewią czy ksylitolem, a mleko krowie mlekiem z soi lub z migdałów. Przekonałam się także że chleb mogę upiec sama z kaszy gryczanej niepalonej i jest on całkiem smaczny. Poznałam nowe restauracje, dla wegetarian czy wegan, do których wcześniej nie dotarłam. Na mojej mapie miasta pojawiły się nowe punkty ze sklepami, w których jest spory wybór produktów ze zdrową żywnością. Wizyty w okolicznym zieleniaku stały się tak częste, że zaczęłam dostawać gratisy w postaci pęczka rzodkiewek, czy cebulki do sterty moich zakupów.

Rezultaty

Co się zmieniło? Bardzo dużo 🙂 Mimo że nie odczuwałam wcześniej jakichś większych dolegliwości ani pokarmowych, ani ogólnie zdrowotnych, okazało się niebawem że sporo w moim organizmie się zmienia. Po pierwsze – przestałam odczuwać ciężkość na żołądku, która mi często towarzyszyła po zjedzonym posiłku. Moja przemiana materii wzrosła, a procesy trawienne się uregulowały. Moja cera zaczęła się szybko zmieniać – twarz stała się gładka i jednolita, przestały się na niej pojawiać wypryski. Przestała być też tak bardzo wrażliwa – od wielu lat każdy sezon zimowy spędzony w ogrzewanym biurze był dla mojej skóry koszmarem. Twarz reagowała zaczerwienieniem, miałam uczucie ściągnięcia i pieczenia. Oczy miałam przekrwione jak u królika 😉 Jakież było moje zaskoczenie gdy żadne z tych dolegliwości nie pojawiło się podczas sezonu grzewczego po zmianie diety. Ustąpiły też reakcje alergiczne z jakimi się borykałam. Od wielu lat miałam alergie na roztocza – wystarczyło że otworzyłam szafę z ubraniami i już po chwili kichałam i smarkałam. Mąż z drugiego końca mieszkania wiedział kiedy 'przewracam’ ciuchy w szafie 🙂 Kichaniem reagowałam też w różnych sytuacjach kuchennych – podczas skrobania młodych ziemniaków, a także marchewki. Od kilku lat zaczęła mi się też pojawiać alergia na pyłki brzozy i z każdym rokiem się nasilała. Wszystkie te reakcje alergiczne ustąpiły po zmianie diety. Od testu na nietolerancję a więc i od czasu wprowadzenia zmian w mojej diecie minęło ponad dwa i pół roku i do dnia dzisiejszego żadne z tych objawów nie powróciło. Moja twarz stała się dla mnie barometrem – pojawiające się czasem plamki mówią mi że zgrzeszyłam i zjadłam coś czego organizm nie toleruje. Wzrosła też mocno moja odporność – od momentu zmiany diety nie chorowałam, mimo że wcześniej zdarzało mi się sezonowo złapać grypę lub przeziębienie.

Reakcja otoczenia

Większość osób z którymi dzieliłam się informacjami o testach i mojej diecie podchodziło do tego z zainteresowaniem. Wielu mi współczuło wyrzeczeń i kibicowało w procesie. Niektórzy podchodzili z większym dystansem i traktowali to bardziej jako moje kolejne dziwactwo. Byli i tacy, którzy zafascynowani moimi rezultatami sami postanawiali zrobić takie badania. Zdarzali się i tacy którzy po wykazaniu początkowego entuzjazmu tracili szybko zainteresowanie gdy słyszeli że musiałam na conajmniej rok odstawić piwo (to zwykle panowie), czekoladę (tu raczej panie), czy kawę (obydwie płcie jednakowo).

Co dalej

Zalecenia dotyczyły roku czasu. Po nich zrobiłam ponowne badania i okazało się że na jedne produkty nietolerancja zniknęła, na inne się zmniejszyła, a na niektóre pozostała taka sama. Niestety pojawiła się też nietolerancja tam gdzie jej wcześniej nie było. Okazało się to częściowo rezultatem wprowadzonych przeze mnie zmian i zbyt częstego spożycia produktów których do tej pory nie jadłam zbyt często. Zmiany jakie zaczęłam wprowadzać w wyniku rezultatów badań zapoczątkowały rewolucję w moim sposobie odżywiania się. Dziś z większą świadomością podchodzę do tego co jem. Niektóre produkty na stałe usunęłam z mojej diety jak na przykład mięso (poza rybami).