Początki czyli jak to się zaczęło

 

Joga zagościła w moim życiu 4 lata temu i zadomowiła się w nim na dobre. Pokochałam ją od pierwszych zajęć. Szukałam wówczas sposobu na poradzenie sobie z bolącym kręgosłupem. Próbowałam różnych aktywności, ale to własnie joga okazała się w tym względzie bezkonkurencyjna. Mimo moich sporych problemów z plecami w tamtym czasie (codzienny ból i ciągłe wizyty u fizjoterapeutów) joga przyniosła wspaniałe rezultaty.

Pamiętam jak na pierwszych kilkunastu zajęciach miałam problemy z asanami w których robi się przeprost czyli wygięcie kręgosłupa w tył. Każde takie ćwiczenie powodowało ból i chwilę zajmowało mi dojście do siebie – nazywałam to wówczas pozbieraniem się do stanu używalności. 😉 Oczywiście starałam się nie przekraczać pewnych granic – odczuwałam ból będąc w tych asanach ale nie dopuszczałam do zrobienia sobie krzywdy. Gdy ból był zbyt duży, co zdarzało się na początku, to przerywałam dane ćwiczenie. Nie można forsować swojego ciała na siłę, bo może się to skończyć poważnymi urazami czy kontuzjami. Bardzo szybko obserwowałam pozytywne rezultaty ćwiczeń – moje ciało pozwalało mi za każdym razem na odrobinę więcej. To, co początkowo sprawiało ból, za jakiś czas było dla mnie dostępne. Moje ciało bardzo dobrze reagowało na jogę a ból pleców z tygodnia na tydzień zmniejszał się coraz bardziej.

Nie cofnę zmian zwyrodnienowych w kręgosłupie, które na przestrzeni lat powstały wskutek moich zaniedbań: całe dnie spędzane za biurkiem, na kanapie czy w samochodzie przy równoczesnym braku wystarczającej aktywności. Mogę za to zminimalizować skutki tych zmian. Moja obecna codzienność to komfort w funkcjonowaniu. Od czterech lat nie byłam u fizjoterapeuty bo nie miałam takiej potrzeby. Ból pleców przestał być moim wiernym towarzyszem. I za to będę jodze zawsze wdzięczna.

 

A o to co jeszcze joga wniosła do mojego życia

 

– elastyczność ciała – moje ruchy stały się bardziej miękkie, towarzyszące mi kiedyś uczucie sztywności w ciele odeszło na dobre.

 –  coś, co nazywam uczuciem wydostania się ze zbyt ciasnego ubrania – być może znasz to uczucie swobody i komfortu po zdjęciu na przykład przyciasnych jeansów w których chodziłaś wiele godzin. Ja coś takiego zaczęłam odczuwać po około 2 miesiącach praktykowania jogi. Moje ciało odżywało, przykurczone dotychczas ścięgna rozluźniały się, zakres ruchu jaki dzięki temu mogłam wykonywać powiększał się. Odczuwałam lekkość i większą swobodę w ciele.

– wzmocnienie mięśni, większa stabilność postawy i równowaga – joga aktywizuje bardzo wiele mięśni, dzięki temu wzmacniane są nie tylko te, których używamy najczęściej, ale także głębokie mięśnie, o których istnieniu często nie mamy pojęcia. Dało mi to poczucie ugruntowania, pewnego stania na nogach, ogromnej stabilności w ciele.

– wyprostowana postawa – moje notorycznie zgarbione kiedyś ramiona zaczęły się prostować. Przybieram taką postawę bezwysiłkowo. Kiedyś to było dla mnie niewygodne, męczyłam się prostując plecy i ramiona. Nie potrafiłam zbyt długo wytrzymać w takiej pozycji więc szybko wracałam do nawykowego garbienia się. Teraz odczuwam przyjemność przybierając prostą postawę ciała.

– cierpliwość i pokora – w jodze nie ma drogi na skróty, elastyczność ciała nie pojawia się z dnia na dzień. Dojście do tego wymaga cierpliwości i systematyczności. Początkowy pociąg do prawidłowego wykonywania coraz to bardziej zaawansowanych asanów zamieniłam na radość z procesu. Nauczyłam się też nie forsować mojego ciała, wiem że wszystko przyjdzie w odpowiednim dla mnie czasie.

– wyciszenie i spokój wewnętrzny – joga uczy skupienia, bycia w tu i teraz. To niesamowicie odpręża, przynosi uspokojenie dla przeskakującego z myśli na myśl umysłu.

– radość i satysfakcję z osiągnięć – niektóre asany stanowią duże wyzwanie. Dla mnie na przykład początkowo było niewyobrażalne, że mogłabym stanąc na głowie. Nigdy tego nie robiłam i odczuwałam lęk przed upadkiem. Pamiętam dzień w którym po raz pierwszy udało mi się tego dokonać – moje zaskoczenie było tak wielkie, że będąc cały czas z nogami w górze powtarzałam w kółko „nie wierzę” 🙂

– dystans do siebie – bardzo szybko nauczyłam się, że joga to nie wyścig, nie ma tu lepszych i gorszych, każdy ma własną drogę do przejścia. To, że łatwiej od innych w grupie wykonać mi jakąś asanę, nie oznacza, że za chwilę przy kolejnej nie będę miała największych trudności. Ciało każdego z nas jest inne, nosi inną historię. Nie warto się porównywać, bo niczego pozytywnego to nie wnosi. No i ważne, by mieć dla siebie zrozumienie. Nie od razu Kraków zbudowano 😉